28 kwietnia

#Ksiazkawgory czyli powieści z Tatrami w tle

#Ksiazkawgory czyli powieści z Tatrami w tle

Majówkę spędzam w moich ukochanych górach. Uciekam w Tatry kiedy tylko mam taką okazję. Tutaj nawet lektura w zaciszu góralskiej chaty smakuje inaczej. Książki o tematyce alpinistycznej opisujące wyprawy alpinistów, zdobywanie najwyższych szczytów świata są dość popularne. I to nie o nich będzie dziś mowa. Jeżdżąc w góry staram się zawsze zaopatrzyć w dobrą powieść, której miejsce akcji związane jest z górami (idealnie jeśli są to Tatry!). Kilka lat temu na instagramie stworzyłam mało popularny tag #ksiazkawgory. Można pod nim prześledzić książki, które w jakiś sposób powiązane są z tematyką gór lub towarzyszyły mi podczas wypadów w Tatry. Dziś mam dla Was kilka propozycji dzięki którym nawet jeśli otacza Was miejski szum, przynajmniej w wyobraźni możecie się teleportować w góry :-)


1. Remigiusz Mróz – seria z Komisarzem Forstem
Nie mogłabym nie zacząć od najgłośniejszej w ostatnim czasie serii ulokowanej w Tatrach. Remigiusz Mróz, w wolnym czasie lubi chodzić po tatrzańskich szlakach i to tam zdecydował się przenieść znaczącą część powieści o niefrasobliwym komisarzu. Na serię składają się:

Ekspozycjaakcja książki rozpoczyna się gdy pewnego ranka turyści odkrywają na Giewoncie makabryczny widok – na ramionach krzyża powieszono nagiego mężczyznę (no dobra, do dziś nie potrafię sobie tego wyobrazić – widzieliście jakie rozmiary ma krzyż na Giewoncie?!). Sięgnęłam po tę książkę zachęcona motywem Tatr. Spodziewałam się spokojnego, podhalańskiego kryminału, dostałam trzymającą w napięciu akcję i międzynarodowy charakter (choć historia rozpoczyna się w Tatrach, znaczna część akcji toczy się poza Podhalem). Jeśli mam być obiektywna – w książce nie brak błędów logicznych i nieco naciąganych motywów, ale mimo wszystko z chęcią sięgnęłam po kolejną część.

Przewieszeniedruga część serii to dalszy los perypetii komisarza. W tej części znalazłam to czego szukałam – sporo tatrzańskich szlaków i górskiego klimatu. Tym razem mamy do czynienia z serią dziwnych wypadków w górach wskazujących, że po Tatrach grasuje seryjny morderca. Lojalnie ostrzegam! Po lekturze już nigdy nie spojrzycie na opisywane tatrzańskie szlaki tak samo, a wyruszając na samotną wędrówkę możecie poczuć się nieco nieswojo. I znowu – pozostając obiektywną – mimo że pomysł na tatrzańską scenerię jest bardzo dobrze zrealizowany, a fragmenty przenoszące akcję na górskie szlaki bardzo działają na wyobraźnię, to sama historia a przede wszystkim wszystkie perypetie (nieszczęścia) spotykające komisarza są nieco przesadzone. Aż ciśnie się pytanie: ile razy można umierać i nie umrzeć?

Trawerswedług mnie najlepsza (dotychczas) część serii. Do Kościeliska trafia grupa uchodźców, a na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy odnaleziono zwłoki mężczyzny. Ponadto, kontynuowany jest wątek z poprzednich części. Nie brakuje tu Tatr, nie brakuje typowej, góralskiej mentalności ale też nagonki medialnej, dość obiektywnego podejścia do tematu uchodźców i co najważniejsze dobrej fabuły oraz szybkich zwrotów akcji.

Historia komisarza Forsta ma swój ciąg dalszy. Już za chwileczkę, już za momencik 10 maja swoją premierę ma Deniwelacja, czyli czwarty tom serii.

2. Jacek Rębacz
Znacznie mniej znanym autorem tatrzańskich kryminałów/sensacji jest Jacek Rębacz, który wydał kilka kryminałów, których akcję ulokował w Zakopanem. Co ciekawe, książki wydane przez Rębacza nie pozostały bez echa w społeczności górali z Podhala, a pisarz został „autorem wyklętym”. Być może przyczyniło się do tego wyciąganie brudów, o których po prostu nie należało mówić ceprom?
Dotychczas przeczytałam:

Zakopane: sezon na samobójców – krótki kryminał z układami mafijnymi pomiędzy podhalańskimi szychami. Tym razem głównym bohaterem jest prywatny detektyw – Piotr Klucha. Może sama fabuła nie powala, ale sam zakopiański klimat, specyficzna mentalność górali sprawiają, że miło się czyta. Uprzedzam: nie jest to literatura wysokich lotów, ale jako książka na urlop w górach jak najbardziej się nadaje. Idealna jako lektura w schronisku w deszczowy dzień.

Zakopane: Pokój z widokiem na cmentarz to dalszy ciąg historii detektywa. Tu odkryjecie co wydarzyło się po rozwiązaniu sprawy z pierwszego tomu i w jakie tarapaty wpakował się Piotr Klucha. Podobnie jak w poprzednim przypadku książkę ratuje bardzo dobrze oddany klimat Podhala.

Z tej serii dostępne są również książki: Zakopane: Luftkurort 1940 oraz Zakopane. Osiem deszczowych dni. Czytaliście? Polecacie?

3. Maria Nurowska – Zabójca
To była chyba pierwsza powieść, po którą sięgnęłam tylko dlatego, że jej akcja była mocno związana z Tatrami. Dziennikarka w drodze do Zakopanego poznaje intrygującego mężczyznę wracającego właśnie z Ameryki. Jak się okazuje, Adam spędził wiele lat w więzieniu skazany za zabójstwo, a po zwolnieniu wraca w rodzinne strony. Rodowity góral stara się na nowo poukładać życie. Dziennikarka pomaga mu odbudować dom oraz poznaje prawdę o wydarzeniach sprzed lat, które wpłynęły na losy Adama. Ostrzegam, że jest to powieść obyczajowa zalatująca romansem. Nie dla każdego. Mnie ujęło to, że autorka sprytnie porusza problematykę społeczno-obyczajową.

4. Małgorzata Warda – Miasto z lodu
W tym przypadku nie jest powiedziane wprost, że nieduże górskie miasto, do którego przenoszą się główne bohaterki – samotna matka oraz jej 13 letnia córka – mieści się właśnie w Tatrach. Mimo nadania historii nieco bardziej uniwersalnego wymiaru, nietrudno ulokować opisywane miejsca na Podhalu. Uwaga, góry nie są w tej książce najważniejsze. Pewnego razu Agata zostaje znaleziona w górach w stanie krytycznym. Podczas gdy dziewczynka pogrążona jest w śpiączce, otoczenie próbuje rozwikłać tajemnicę wypadku odkrywając nowe istotne fakty. To raczej powieść psychologiczna, którą trudno określić mianem rozrywkowej.


Niedawno odkryłam jeszcze jeden kryminał zakopiański – Śmierć samobójcy Mariusza Koperskiego. Właśnie rozpoczynam lekturę i już wkrótce podzielę się z Wami opinią na temat tej ZUPEŁNIE nieznanej książki. Póki co jest dla mnie dziwną zagadką. Jak książka z takim potencjałem, możenie mieć ani jednej opinii na lubimyczytac.pl


Znacie i możecie polecić jeszcze jakieś powieści, których akcja dzieje się w Tatrach?


PS. Początkowo post miał dotyczyć większej liczby pozycji, ponieważ miał obejmować także inne powieści, których akcja toczy się w górach, ale niekoniecznie w Tatrach. Czy macie ochotę na odrębny wpis o takich pozycjach, czy raczej nie? :-)

24 kwietnia

Recenzja: Finansowy ninja - Michał Szafrański

Recenzja: Finansowy ninja - Michał Szafrański

O finansach, oszczędzaniu, zarabianiu, inwestowaniu i przede wszystkim racjonalnym zarządzaniu własnymi pieniędzmi napisano już wiele. Z czym jednak kojarzą Wam się książki o takiej tematyce? Bo mi z nudą i podręcznikami akademickimi. „Finansowy ninja” autorstwa Michała Szafrańskiego typowym podręcznikiem nie jest. Jest za to bardzo zgrabnym poradnikiem zrozumiałym dla każdego, także dla tych, którzy nie mają o finansach żadnego pojęcia. Moim zdaniem „Finansowy ninja” to książka, którą śmiało można włączyć do nowego kanonu lektur szkolnych. To idealna lektura na wejście w dorosłe i odpowiedzialne życie.

Kim jest tytułowy finansowy ninja? To osoba, która potrafi wziąć odpowiedzialność za własne pieniądze dysponując odpowiednimi narzędziami, wypracowanymi nawykami oraz umiejętnościami pozwalającymi na zapewnienie sobie bezpieczeństwa finansowego. Michał łopatologicznie przedstawia arsenał finansowego ninja oraz bazując na tych fundamentach pokazuje w jaki sposób długofalowo oszczędzać, zarabiać oraz inwestować swoje środki (plus w jaki sposób można dokonywać optymalizacji w płaceniu podatków!).

Nie wszystko, co przeczytacie w tej książce będzie dla Was nowością, w wielu przypadkach autor nie odkrywa Ameryki, a mimo to uważam, że jest to niezwykle wartościowa lektura. Z książki dowiecie się między innymi jak racjonalnie i sprytnie planować swój comiesięczny budżet, jak nie wpaść w spiralę zadłużenia (tłumacząc m.in. dlaczego karty kredytowe i kredyty konsumpcyjne są złem wcielonym), kiedy i na jakich zasadach opłaca się kupić mieszkanie (oraz jak się do tego odpowiednio przygotować), jak obliczyć swoją osobistą wartość netto, jak zarabiać pieniądze (nie tylko na etacie) oraz ile i w jaki sposób oszczędzać, aby przejść na wcześniejszą emeryturę uniezależniając się od ZUS-u. Na koniec autor wprowadza nas w temat inwestycji przedstawiając przede wszystkim najważniejsze zagrożenia oraz instrumenty finansowe, których lepiej się wystrzegać.

To co podoba mi się przede wszystkim w tej książce, to droga jaką Michał wyznaczył adeptom na finansowych ninja. Całość układa się w logiczne etapy, które powoli, ale systematycznie należy w życiu przechodzić. Autor bloga JakOszczedzacPieniadze.pl wydał książkę o pieniądzach, na której w parę miesięcy zarobił kilka milionów. Jeśli nie znacie tego bloga, to książka jest przede wszystkim dla Was, a jeśli czytujecie go od czasu do czasu tak jak ja, to książka jest dobrą okazją do uporządkowanego i kompleksowania poznania żelaznych zasad finansowego ninja. 

Dużo kwestii poruszanych w książce zostało szczegółowo omówionych na blogu (w książce autor często odsyła na swoją stronę, gdzie można pogłębić dane zagadnienie), jednak dla mnie dopiero książka była odpowiednią motywacją do szczegółowego zapoznania się z tymi treściami. Niemniej jednak cena, w której sprzedawana jest książka (w najtańszej opcji 69,90 + 15 zł przesyłki) sprawia, że gdyby nie to, że po 4 miesiącach oczekiwania w kolejce w bibliotece udało mi się do niej dotrzeć, raczej nie pokusiłabym się na jej zakup (i stwierdzam to nawet po lekturze, uznawszy tę książkę za wartościową). Mając świadomość, że nie mam możliwości przeczytania książki bezpłatnie bardziej skupiłabym się na blogu, którego swoją drogą bardzo polecam! :-)

18 kwietnia

Recenzja: Steve Jobs - Walter Isaacson

Recenzja: Steve Jobs - Walter Isaacson




Steve Jobs u kresu swojego życia powiedział ponoć, że podróż jest nagrodą. Wiele się na niej nauczyłem”. To samo mogę powiedzieć o napisanej przez Waltera Isaacsona książce. Samo jej czytanie było niesamowicie ciekawą podróżą w czasie. A mówiąc, że sporo się z niej nauczyłam, nie mam na myśli wyłącznie faktów z życia Stevea Jobsa, ale także fascynującą historię rewolucji technologicznej upowszechniającej komputery, a potem urządzenia przenośne wśród zwykłych ludzi. Ta książka, to nie tylko portret Jobsa, ale także firmy Apple – potęgi jaką zbudował przede wszystkim dzięki swoim indywidualnym cechom i umiejętności otaczania się odpowiednimi ludźmi. Dzięki temu, z książki dowiadujemy się także wiele na temat zarządzania stymulującego kreatywność i innowacyjność oraz o filozofii firmy Apple leżącej u podstaw sukcesu tej marki.

Trzeba przyznać, że stworzony przez autora portret Jobsa jest wiarygodny. Nie jest to laurka podkreślająca pozytywne cechy, ale rzetelny obraz poparty godzinami przeprowadzonych rozmów z jego otoczeniem i poświęconych na weryfikowanie faktów. Przedstawienie całej historii: od narodzin i adopcji małego Stevea (wiecie, że jego biologicznym ojcem był syryjski uchodźca?), przez młodość, początki Apple, spektakularną karierę (oraz mniej spektakularne porażki), aż po chorobę i śmierć pozwala zaobserwować jak zmieniała się osobowość, postawy życiowe i system wartości Stevea. Już samo to jest niezwykle interesujące. Jobs był specyficzny, jak to zwykle bywa z wybitnymi jednostkami. Nie był technologicznym geniuszem, który stworzył komputer, tablet, odtwarzacz muzyki, dotykowe ekrany w telefonach etc, ale potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nie bez znaczenia był jego sposób postrzegania świata w sposób zerojedynkowy - albo ludzie byli „bogami” albo „debilami”. Praca jego pracowników była najlepsza, albo totalnie gówniana. Albo coś było absolutnie fantastyczne albo było po prostu gównem (przepraszam za wyrażenie, ale słowo gówno pada w książce z ust Jobsa tak często, że pominięcie tego aspektu byłoby pewnym niedopowiedzeniem!).

Źródło: Pinterest - kliknij by powiększyć
Wspomniałam, że biografia Stevea Jobsa to także fascynująca historia rewolucji technologicznej. Obserwujemy nie tylko powstawanie kolejnych produktów Apple, ale także przenikanie się różnych nowinek technologicznych pomiędzy ówczesnymi gigantami – podglądanie, podkradanie pomysłów, relacja z Billem Gatesem i Microsoftem, wojna wypowiedziana Google i Androidowi, negocjacje z wytwórniami muzycznymi przy okazji wprowadzenia na rynek iPoda, czy negocjacje z rynkiem wydawniczym po premierze iPada. Sama ewolucja komputerów od pierwszych do tych znanych nam obecnie jest niesamowicie interesująco przedstawiona. Co rusz wstrzymywałam odsłuchiwanie audiobooka, aby zgooglować jak wyglądał Macintosh czy pierwszy iMac. Wielu rzeczy nie dało się zrobić. Aż pojawiał się ktoś, kto po prostu to robił, albo okazywało się, że gdzieś na świecie jest już to zrobione, tylko nie wiadomo do czego to można by użyć.

Wreszcie, biografia Stevea Jobsa to także historia Apple – narodzin firmy oraz jej wzlotów i upadków. W książce opisane jest nie tylko powstawanie nowych produktów, ale także wszystkie najważniejsze zawirowania osobowe, w tym wyrzucenie Jobsa z Apple oraz jego wielki powrót, efektem którego było odbudowanie utraconej pozycji rynkowej marki. Przedstawiona filozofia firmy wynikająca przede wszystkim z przekonań Jobsa, który twardo bronił swoich racji ma totalne odzwierciedlenie we wszystkich produktach Apple – integracja urządzenia i oprogramowania (dzięki temu łatwiej zrozumieć dlaczego na przykład tak trudno jest dostać się do środka urządzenia od Apple), perfekcyjne wzornictwo, a nawet wygląd opakowań i sklepów stacjonarnych Apple. Jedną z naczelnych zasad składających się na sukces Apple jest skrzyżowanie technologii oraz sztuk wyzwolonych.

Pozwólcie, że zakończę reklamą z 1997 roku, która fantastycznie oddaje to, co w Apple najważniejsze – Think different.

 

(Za tych, co szaleni. Za odmieńców. Buntowników. Awanturników. Niedopasowanych. Za tych, co patrzą na świat inaczej. Oni nie lubią zasad. Nie szanują status quo. Można ich cytować, można się z nimi nie zgadzać; można ich wysławiać, można ich zniesławiać. Ale jednego nie można zrobić - nie można ich ignorować. Bo to oni zmieniają świat. Popychają ludzkość do przodu. I choć niektórzy mogą widzieć w nich szaleńców, my dostrzegamy w nich geniusz. Ponieważ to ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat... są tymi, którzy go zmieniają.)

16 kwietnia

Recenzja: Dieta smartfood - Eliana Liotta i in.

Recenzja: Dieta smartfood - Eliana Liotta i in.

Zdawałoby się, że o jedzeniu powiedziano już wszystko. Powiedzieć można by również, że co naukowiec to inna teoria odnośnie tego, co jest zdrowe i co nam służy, a czego się wystrzegać w naszej codziennej diecie. Za udzielanie rad odnośnie żywienia zabierają się kucharze, celebryci, dietetycy i osoby z ulicy. A co jeśli do głosu dopuścić naukowców, którzy od lat prowadzą badania nad różnymi kategoriami pokarmów? Autorzy książki „Dieta smartfood” podchodzą to kwestii żywienia bardzo naukowo – przedstawiają wiarygodne wyniki badań lub sygnalizują, gdy mogą one być podważone.

To co musicie wiedzieć to to, że Dieta smartfood” to nie jest książka o odchudzaniu. Koncepcja jedzenia „smart” jest raczej stylem życia, zbiorem sugestii na temat jedzenia, zachęceniem do kwestionowania tego co jemy (czytajmy etykiety!) i do bardziej uważnego komponowania posiłków (warzywka na stół przede wszystkim!). Punktem wyjścia do diety „smartfood” jest wprowadzenie i regularne spożywanie „super produktów”, które można podzielić na dwie kategorie: „longevity smartfood” (produkty spożywcze zdolne wpływać na długowieczność) oraz „protective smartfood” (produkty, które chronią nas przed chorobami i nadmiernymi kilogramami). Niektóre produkty, które postrzegane są jako super produkty były dla mnie niemałym zaskoczeniem pomiędzy różnymi owocami i warzywami znalazłam czekoladę (! no dobra. Gorzką. minimum 70%… ale czekoladę!) oraz czarną i zieloną herbatę (myślałam, że to używki – mniej więcej jak kawa).

Po pierwszej części książki, w której odwołując się do wyników badań naukowców z całego świata zaprezentowane zostały superprodukty oraz ich super moce, druga to rozprawienie się z wieloma mitami dotyczącymi żywienia, z kolei trzecia to przystąpienie do działania i wdrażanie filozofii „smartfood” w codziennej diecie.

Rozdział „fakty i mity” to według mnie najciekawsza część tej książki. O ile pierwsza część zawierała dość skomplikowane opisy odnoszące się do genetyki i skomplikowanych mechanizmów biologicznych, co zwykłego odbiorcę może trochę przytłaczać, o tyle kolejne rozdziały są o wiele łatwiejsze w odbiorze. Wprowadzony schemat żywieniowy to bardzo ogólne ramy, w które może wpasować się każdy dostosowując jadłospis do swoich przyzwyczajeń i potrzeb. Co ważne, autorzy pomagają zabrać się za zmienienie naszej diety wprowadzając elementy interakcji z czytelnikiem (m.in. test samooceny żywieniowej, wzór dziennika żywieniowego, checklisty kategorii produktów). To nie jest ścisła dieta, którą można zacząć na „hura” a po miesiącu wrócić do starych nawyków. Ta książka to wprowadzenie w długotrwały proces przejścia od dotychczasowych przyzwyczajeń do zdrowego trybu życia. To nie jest opis diety odchudzającej, a zestaw wskazówek jak jeść zdrowo. Po prostu zdrowo, bez jakiś restrykcyjnych ograniczeń i katorżniczych diet. Ewentualna utrata zbędnych kilogramów to raczej efekt uboczny, a nie cel sam w sobie.

Mnie ogrom wiedzy z pierwszych rozdziałów nieco przytłoczył i przystopował w lekturze – musiałam dawkować sobie czytanie. Ale chyba czasem mniej znaczy więcej, bo kiedy czytałam po kilka stron dziennie okazało się, że przykładam większą uwagę do tego, o czym czytam i cała ta wiedza mogła mi się jakoś uleżeć i przetrawić (skoro już mowa o jedzeniu :-)) .

Informacji w tej książce jest tak dużo, że nie jest to raczej książka, którą można przeczytać i odłożyć na półkę. To książka, do której dobrze będzie wracać, choćby po to, aby przypomnieć sobie najważniejsze zasady składające się na dietę „smartfood”.

11 kwietnia

Recenzja: Jeden z nas - Åsne Seierstad‎

Recenzja: Jeden z nas - Åsne Seierstad‎
22 lipca 2011 roku Anders Breivik podkłada samodzielnie skonstruowaną bombę pod budynek rządowy, w wyniku wybuchu ginie 8 osób, rannych jest kilkanaście innych. Następnie jak gdyby nigdy nic przejeżdża na pobliską wyspę Utøya, gdzie przebywa młodzież Norweskiej Partii Pracy, tam zabija 69 osób, rani ponad 100 kolejnych. Norwegia jest w szoku, świat jest w szoku.  
Co się stało?
Co skłoniło Andersa Breivika do przygotowania ataku i wcielenia planów w życie? Kim były ofiary Norwega? Dlaczego otworzył ogień przeciwko swoim rodakom? W jaki sposób (nie) zareagowały odpowiednie służby? Co stało się potem, jakie życie wiedzie Anders Breivik?

To wszystko skrupulatnie i rzetelnie odtworzyła w swojej książce „Jeden z nas” Åsne Seierstad‎.

Autorka podeszła do tematu bardzo rzetelnie. Przez cały proces, toczący się 10 tygodni, bacznie obserwowała wydarzenia na sali rozpraw. To tam podjęła decyzję, że rozprawa to tylko kropla w morzu tego, o czym w tej sprawie należy powiedzieć. Dotarła do dziesiątek osób, które zechciały wnieść coś istotnego do opowieści o przynależności i braku przynależności do wspólnoty narodowej. Dziesiątki rozmów, analiza tysięcy stron dokumentów, protokołów, raportów, opinii biegłych, specjalistów, psychiatrów oraz doniesień prasowych stanowiły niewyczerpalne źródło informacji pozwalających na wierne odtworzenie wydarzeń. Dzięki weryfikowaniu pozyskiwanych informacji w wielu źródłach, współpracy z dziesiątkami osób oraz ogromowi pracy włożonej w napisanie tej książki mamy okazję przeczytać niesamowicie dobry reportaż, który kompleksowo omawia historię Andersa Breivika, ale nie poprzestaje na odtworzeniu biografii mordercy. Mamy również okazję dokładnie poznać niektóre ofiary zastrzelone na Utøyi oraz ich rodziny, a także marzenia i plany młodych ludzi, którzy dopiero wkraczali w dorosłe życie. Co istotne, autorka nie stroni także od nakreślenia tła politycznego, które odgrywa istotną rolę w zrozumieniu tych tragicznych wydarzeń. Zdziwienie może wzbudzić także nieudolność aparatu państwowego, policji rozleniwionej sezonem urlopowym(!), służb, które zawiodły i okazały się zupełnie nieprzygotowane na atak terrorystyczny dokonany przez Norwega.

Styl pisania autorki oraz sposób prowadzenia narracji powodują, że reportaż sprawia wrażenie być trzymającą w napięciu powieścią, a nie literaturą faktu. Nie ma co ukrywać: książka jest brutalna. Rzetelność i dociekliwość autorki przełożyły się na bardzo szczegółowy opis wydarzeń, do których doszło „w dniu zero”, kiedy po długich i wyczerpujących(!) przygotowaniach Breivik wcielił swój plan w życie. Książka jest również smutna, gdy odkrywamy jak bardzo samotnym człowiekiem był Anders, który nie potrafił odnaleźć swojej przynależności i postanowił wystąpić ze wspólnoty, „poświęcić się” dla idei, której oddał się bez reszty, a przede wszystkim gdy uświadamiamy sobie co przeżywały rodziny zamordowanych niedawno jeszcze ukochanych dzieci swoich rodziców, lokalnych liderów, aktywistów. Podczas czytania przygotujcie się na pełen wachlarz emocji – niedowierzanie, współczucie, szok, odraza, zbulwersowanie, głęboki smutek, zdziwienie – będą wam towarzyszyły jeśli sięgnięcie po tę książkę. A warto. Naprawdę! Nawet jeśli uważacie, że literatura faktu, to nie jest wasz ulubiony gatunek istnieje spora szansa, że „Jeden z nas” okaże się również dla Was niezwykle wciągającą i wartościową lekturą.

PS. Jedyne czego żałuję, to że książka powstała w roku 2013. 
W książce opisany został proces oraz skazanie Breivika na 21 lat więzienia, a także pierwsze jego lata za kratami. Na pewno większość z Was kojarzy doniesienia prasowe, o tym jak Breivik skarży się na to, że jest źle traktowany w więzieniu, bo herbata jest za zimna, albo sprzęt do ćwiczeń nie taki jakby chciał. 
Historia mordercy z Utøyi wciąż się pisze. W 2016 roku Breivik wygrał sprawę z państwem norweskim, w której orzeczono, iż „izolacja w więzieniu jest nieludzkim traktowaniem” (możecie przeczytać o tym np. tutaj), gdzie skarżył się m.in. na brak dostępu do Internetu. Żałuję, że akcja książki nie dotarła do tego momentu, bo szczegółowa i rzetelna analiza autorki mogłaby pomóc w zrozumieniu tego absurdu.

02 kwietnia

Recenzja: Najdłuższa noc - Marek Bukowski, Maciej Dancewicz

Recenzja: Najdłuższa noc - Marek Bukowski, Maciej Dancewicz

Premiera książki „Najdłuższa noc” miała miejsce w tym samym dniu co premiera pierwszego odcinka „Belle Epoque” produkcji TVN-u. Serial, szumnie reklamowany jako wielka produkcja na miarę „Gry o tron”, zrealizowany z ogromnym rozmachem szybko rozczarował widzów. A jak to było z książką?

„Najdłuższa noc” inspirowana jest wydarzeniami z serialu „Belle Epoque”. Jej autorzy są współautorami scenariusza tego serialu. O tym wszystkim wiedziałam sięgając po tę książkę. Początkowo rozważałam, czy nie powinnam wstrzymać się z oglądaniem „Belle Epoque” do momentu, w którym będę po lekturze książki, jednak uległam ogólnemu szumowi wokół serialu i obejrzałam PIERWSZY odcinek. 
I wszystko sobie zepsułam.

Książka inspirowana jest akurat pierwszym odcinkiem serialu! I choć mam poczucie jakby akcja pierwszego odcinka „Belle Epoque” i fabuła książki toczyły się w dwóch alternatywnych rzeczywistościach (poza głównymi bohaterami oraz  modus operandi ściganego mordercy w książce i w serialu nie ma zbyt wielu punktów wspólnych), to czułam się jednak nieco rozczarowana właśnie ze względu na serial.

Gdyby jednak „Najdłuższą noc” oceniać w oderwaniu od serialu udając, że ten nie istnieje, to książka ta jest całkiem zgrabnym kryminałem, którego akcja toczy się w Krakowie pierwszych lat XX wieku. Początkowe rozdziały, opisujące podróże Jana, głównego bohatera, mogą wydawać się nużące, bo mają niewielki związek z ogólną fabułą (gdyby nie fakt, że jak wiadomo z serialu jest to główny bohater). Kiedy jednak cała akcja koncentruje się w pięknym, majestatycznym i dostojnym Krakowie lektura pozwala przenieść się w te magiczne czasy i poczuć klimat miasta z przełomu 1904 i 1905 roku. 

Warto zauważyć przy tym, że opisy miasta są odpowiednio wyważone, nadają odpowiedni klimat, ale nie przytłaczają odbiorcy i nie zaburzają toku akcji. Znowu porównam książkę z serialem, ale „Belle Epoque” to moim zdaniem wyraźny przerost formy nad treścią – tam cała uwaga została poświęcona scenografii i kostiumom zamiast akcji, stąd rozwiązanie sprawy seryjnego mordercy zdaje się być spłaszczone i wyciągnięte z rękawa. Wątek kryminalny w książce jest logiczny i fajnie rozbudowany, a zakończenie jest nieoczywiste i nieco metaforyczne, skłaniające do myślenia. Motyw religijny oraz umiejscowienie go w początkach XX wieku także dodaje wartości tej książce. Poza tym wszystkim książka dobrze oddaje mentalność, sposób myślenia, uwarunkowania społeczne i polityczne w będącej pod zaborami Polsce z tego okresu.

To wszystko sprawia, że wbrew pozorom „Najdłuższa noc” to interesująca kryminalna podróż w czasie do dostojnego Krakowa. Jeśli zatem nie znacie serialu „Belle Epoque” to z dużym prawdopodobieństwem spodoba się Wam „Najdłuższa noc”, bo jako powieść jest to dobra książka, choć jako dodatek do serialu raczej był to słaby pomysł.

Copyright © 2016 Uwaga czytam , Blogger