25 marca

Recenzja: Sekretne życie drzew - Peter Wohlleben

Recenzja: Sekretne życie drzew - Peter Wohlleben
Od premiery „Sekretne życie drzew” we wrześniu 2016 roku, o książce było bardzo głośno. Szybko stała się bestsellerem zachwycając całe rzesze czytelników. Długo wzbraniałam się przed sięgnięciem po tę książkę. Kiedy jednak została nagrodzona w plebiscycie na książkę roku w kategorii „literatura faktu, publicystyka” (wyprzedzając tym samym znakomity reportaż „Polska odwraca oczy”, o którym pisałam tutaj), postanowiłam sprawdzić na czym polega fenomen książki o drzewach, która zgodnie z deklaracją miała być książką popularno-naukową.
Niestety zupełnie nie wczułam się w „magiczny” klimat książki. Przyznam, że książkę słuchałam w formie audiobooka (ale chyba tylko dlatego udało mi się dobrnąć do końca, bo słuchałam jej podczas wykonywania innych czynności i nie miałam poczucia, że mogłabym w tym czasie poczytać coś lepszego!) i może to wpływać na wydaną przeze mnie opinię. Czułam się jednak jak na długiej, nudnej lekcji geografii (i trochę biologii) w czasach szkolnych, co samo w sobie może nie byłoby wielkim dramatem, jednak już fakt, że autora zbyt mocno poniosła fantazja owszem. Narracja często odbiega od przedmiotu rozważań uciekając do snucia rozległych metafor porównujących drzewa do istot rozumnych.
Sekretne życie drzew” to z jednej strony zbiór ciekawostek przyrodniczych charakteryzujących różne etapy życia drzew oraz czynników wpływających na ich kondycję, strategie na przetrwanie czy relacje z innymi istotami, z drugiej strony jednak widoczne jest usilne porównanie drzew do zwierząt a nawet człowieka. Przypisywanie drzewom cech takich jak: inteligencja, osobowość, opieka nad młodymi drzewkami (!), posiadanie zmysłów, czy mowa według mnie byłoby zasadne, gdyby była to książeczka dla dzieci, z której czerpać powinny one podstawową wiedzę na temat przyrody.
Zupełnie nie porwała mnie snuta przez autora opowieść o drzewach i lasach. Miałam poczucie jakby miała to być opowiastka dla młodzieży, która przyszła do parku. Nie pomogło nawet zadbanie o sprzyjające otoczenie – audiobooka zaczęłam słuchać na spacerze w parku wśród drzew. Właściwie po wysłuchaniu tej książki trudno mi powiedzieć, co jest prawdą a co wymysłem autora. Niestety nie mogę powiedzieć, aby była to dobra książka popularno-naukowa (bo nią nie jest) ani też literatura faktu.

„Sekretne życie drzew” zamieszam na półce podpisanej „największe rozczarowanie roku”. Nie tego spodziewałam się od książki, która otrzymała nagrodę za książkę roku. I piszę to z bólem serca, bo zazwyczaj ciężko przychodzi mi pisanie negatywnych recenzji.

20 marca

Recenzja: Zakonnice odchodzą po cichu – Marta Abramowicz

Recenzja: Zakonnice odchodzą po cichu – Marta Abramowicz
Tematem sióstr zakonnych i instytucji żeńskich zakonów zainteresowałam się po przeczytaniu jednego z reportaży zawartych w zbiorze Polska odwraca oczy. Dobrowolne zniewolenie, absolutne posłuszeństwo i izolacja społeczna sióstr zakonnych skłoniły mnie do zgłębienia tego zagadnienia. Zakonnice odchodzą po cichu to wnikliwe przyjrzenie się życiu zakonnemu kobiet.

Byłymi zakonnicami nikt się nie interesuje. Nie prowadzi się statystyk dotyczących życia zakonnego kobiet (analogiczne dane dotyczące zakonników i księży są systematycznie gromadzone!). Zastraszone, zawstydzone odchodzą po cichu i uczą się żyć prawdziwym życiem. W przeciwieństwie do byłych księży, nie mówią otwarcie o swoim życiu zakonnym.
Charakter zakonów żeńskich, które oparły się reformacji sprawia, że głęboko wierzące dziewczyny, które decydują się złożyć śluby, w zakonie przechodzą tak głęboką przemianę, że odchodzą z kościoła i tracą wiarę w Boga i ludzi. W zakonach żeńskich wszystko rozbija się o fasadowość, o to co widoczne: habit, wielogodzinne modlitwy, umartwianie się (!!) czy obnoszenie się ze swoją wiarą na zewnątrz. Jedyne na co nie ma miejsca, to na wiarę, rozwój duchowy i refleksję.

Potwierdziło się moje poczucie, że zakony działają jak sekta. Przyciągają młode, zagubione dziewczyny, pokazując im ulotki z uśmiechniętymi, radosnymi zakonnicami, prezentują zakony jako działające na rzecz potrzebujących, tymczasem po przekroczeniu progu tracą wszystko, łącznie z wolną wolą i prawem do samodzielnego myślenia. Zakony powoli wysysają z nich energię i witalność, a gdy w pewnym momencie udaje im się przejrzeć na oczy przestają pasować do tych zamkniętych społeczności.

Cieszę się, że autorka nie poprzestała na przedstawieniu samych w sobie ciekawych historii kobiet, które zdecydowały się opuścić mury zakonu. W pierwszej części możemy poznać szczegóły życia zakonnego oraz okoliczności odejścia z zakonu, w kolejnej „strategie na przetrwanie” po zrzuceniu habitu. Historie bardzo różne, staż zakonny oraz czas „na wolności” również. Zakony z których odchodziły także były różne, a mimo to, wszystkie łączyły w sobie te same cechy. Istotne jest jednak to, że autorka nie poprzestała na opowieściach rozczarowanych życiem zakonnym kobiet. Ta książka to także naukowa analiza zjawiska zakonów żeńskich uzupełniona poznaniem innych perspektyw (dla mnie najbardziej wartościowa była krytyczna ocena dokonywana przez męskich zakonników), a także próba wyjaśnienia czynników wpływających na to, w jaki sposób funkcjonują zakony żeńskie. Autorka stara się zachować obiektywizm, przedstawić różne strony medalu oraz wyjaśnić co kieruje zarówno dziewczynami decydującymi się na życie zakonne, jak również zasiedziałymi zakonnicami, które pełnią funkcje „kierownicze” w zakonach.

Po lekturze tej książki, funkcjonowanie tych „sektopodobnych” instytucji będziecie postrzegać nieco inaczej. Z pewnością, nie będą Was dziwić takie newsy jak ten ostatni.

14 marca

Recenzja: Czarna trasa - Antonio Manzini

Recenzja: Czarna trasa - Antonio Manzini
Kiedy czytałam zapowiedź „Czarnej trasy” pomyślałam, że jest to idealna pozycja dla mnie. Kryminał, w którym mamy do czynienia z morderstwem, górskim klimatem i ciekawie zarysowanym tłem społecznym. Czyż nie brzmi to jak książka pisana na moje specjalne zamówienie? Ano brzmi. A jak było w rzeczywistości?

„Czarna trasa” to pierwsza część serii „Śledztwa Rocca Schiavone”. Antonio Manzini stworzył bardzo wyrazistego głównego bohatera. Rocco Schiavone urodzony Rzymianin trafia do Doliny Aosty, do alpejskiego miasteczka, gdzie śnieg, gdzie góry i gdzie zimno (bardzo zimno!). Gdzie pogoda nie pozwala chodzić w ukochanych Clarksach tylko trzeba sprawić sobie ciepłe obuwie (obrzydlistwo), a do tego wszystkie trafia się taki upierd jak morderstwo i w ogóle trzeba coś robić i wszyscy czegoś chcą i zakłócają święty spokój. Tak, osobowość komisarza (pardon, wicekwestora) bardzo przypadła mi do gustu. Rocco jest królem upierdliwości, arogancji i ironii. Ma swój system wartości i nie za bardzo przejmuje się innymi. A do tego jest bardzo skutecznym śledczym.

Jak na kryminał przystało mamy także zbrodnię, a zatem trzeba rozwiązać klasyczną zagadkę – kto i dlaczego zabił. Fabuła dotycząca badanej sprawy jest dosyć prosta, nie ma w niej zbyt wielu zawiłości. Autor zgrabnie jednak prowadzi akcję co i rusz podrzucając wskazówki. Fabułę wzbogaca kilka naprawdę dobrych, niewymuszonych dialogów (ostrzegam, że nie brakuje przekleństw, ale są potrzebne!). Dzięki temu, książkę można przeczytać bardzo szybko traktując ją jako rozrywkę na weekend.

To, co najbardziej mnie ujęło w „Czarnej trasie”, to (wyjątkowo) nie górski klimat, mróz, śnieg i oblodzone zbocza gór, a zgrabna opowieść o włoskim społeczeństwie i włoskim temperamencie. Poza tym mamy małe alpejskie miasteczko, w którym każdy zna każdego a większość jest spokrewniona. Z własnego doświadczenia zapewne wiecie jakie to niesie ze sobą komplikacje!
Jak dla mnie wydarzenia mające miejsce w całej tej historii stanowią pretekst do obnażania i wyśmiewania słabostek Włochów.
Co ciekawe, największym odkryciem jest dla mnie to, jak wiele wspólnego mamy jako naród z Włochami. A choćby stosunek do instytucji publicznych i administracji. Wątek społeczny zatem zdecydowanie na plus.

Jestem bardzo ciekawa w jakim kierunku pójdą kolejne części z serii. Przez dość krótką formę, miałam wrażenie jakbym oglądała odcinek serialu kryminalnego: jest główny bohater i pokrętna fabuła z nim związana (w pierwszym odcinku oczywiście nie dowiadujemy się wszystkiego) i jest sprawa do rozwiązania. Zagadka morderstwa zostaje rozwiązana, natomiast kim jest i jakie tajemnice skrywa Rocco pewnie jeszcze długo będzie owiane tajemnicą.

 PS. Książka przez jej zimowy charakter idealna na zimowe, mroźne wieczory, gdy za oknem śnieg i ziąb! Mnie na czytaniu przyłapała wiosna, ale ponieważ szczerze ją wielbię muszę jej to wybaczyć ;-)

11 marca

Recenzja: Slow life. Zwolnij i zaczynij żyć - Joanna Glogaza

Recenzja: Slow life. Zwolnij i zaczynij żyć - Joanna Glogaza


Pierwszy raz od dawna zupełnie spontanicznie sięgnęłam po książkę: nie sprawdzając wcześniej jej recenzji, nie zdobywając o niej choćby szczątkowych sytuacji. Trafiła w moje ręce tylko dlatego, że gdy pożyczałam od Ani inną książkę, tę miała akurat przy sobie. Pierwszy raz przeczytałam książkę blogera nie mając pojęcia o istnieniu bloga. Sięgnęłam po nią zaczynając weekend, mimo że mam rozpoczęte dwie inne książki i okazało się, że to dokładnie to, czego mi trzeba było!

„Slow life. Zwolnij i zacznij żyć” to poradnik pozwalający nie tyle zwolnić, co zacząć żyć swoim rytmem i w zgodzie ze sobą (tak, razem ze wszystkimi swoimi dziwactwami). Z lektury dowiecie się jak poukładać swoje życie, żeby czerpać z niego codzienną przyjemność.
Nie ma nic złego w tym, że ciągle poszukujemy tego, co sprawia nam największą przyjemność, albo w tym, że odmawiamy gdy nie mamy na coś ochoty. Istotą slow life, jak dowiadujemy się z lektury jest to, aby uważnie i z pełnym zaangażowaniem podchodzić do naszych zadań. W czasie pracy pracować, w czasie jedzenia jeść koncentrując się na smaku, odpoczywać w czasie przeznaczonym na odpoczynek, a w relacjach z ludźmi być obecną i ciekawą innych.

Jak sama autorka zauważa nie ma żadnych magicznych metod na wzięcie się w garść. Nie ma cudownego sposobu na to, aby przestać odkładać wszystko na później, albo żeby zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Nie istnieje też łatwy sposób na poukładanie swojego życia tak, by wszystko w naszym życiu wskoczyło na swoje miejsce i zmiany na lepsze przyszły same rozpoczynając tym samym nasze idealne PRZYSZŁE życie. Jeśli jednak po lekturze tej książki zadamy sobie kilka trafnych pytań (a właściwie podczas lektury, bo autorka proponuje ciekawe zestawy ćwiczeń do samodzielnej realizacji, które pozwolą nam dowiedzieć się czegoś o sobie) i zaczniemy postępować w zgodzie ze sobą i swoim rytmem, to będzie nam po prostu lepiej, radośniej.

Autorka omawiając kolejne obszary życia wskazuje wiele przykładów. Ponieważ jest blogerką, gro z nich odnosi się do blogowania, twórczości i bycia online. Myślę, że to te treści okażą się dla mnie najbardziej użyteczne. Poza tym, czytanie książek znajduje się na szczycie małych przyjemności autorki (na drugim jest dobre jedzenie, przypadek? ;-) ). Odnośnie samego czytania, tego co czytać i jak podchodzić do nowości wydawniczych autorka też ma swoje zdanie.

Wiecie co jest jednak najważniejsze? To, że do szczęścia naprawdę niczego nam nie brakuje. Nie potrzebujemy żadnych specjalnych gadżetów, które dobrze wyglądałyby na instagramie, nie musimy być lepsi, mądrzejsi, bogatsi. Ważne jest to, aby nauczyć się celebrować codzienność, przestać odkładać życie na jutro (a raczej na drugie życie, skoro to „jutro” trwa wiecznie).

Autorka z wykształcenia jest socjolożką. Daje się to odczuć już od pierwszych rozdziałów :-) Coraz częściej przekonuję się, że jednak socjologia to stan umysłu. Bardziej lub mniej świadomie przedstawia różne zjawiska społeczne. Dla mnie w większości to nic odkrywczego, raczej odświeżenie wiedzy z zakresu socjologii i psychologii społecznej, ale podoba mi się popularyzowanie wiedzy naukowej i wplatanie jej w praktyczne porady dotyczące życia codziennego.

Idzie wiosna, pora na radość! :-)

08 marca

Recenzja: Intuicja - Amy A. Bartol

Recenzja: Intuicja - Amy A. Bartol
„Intuicja” to druga część z cyklu Przeczucia. Recenzję pierwszej części z serii - „Nieuniknione” znajdziecie tutaj.

Wiele się pozmieniało w życiu Evie od poprzedniej części. Stara się zaadaptować do nowej sytuacji w otoczeniu anielskich przyjaciół. Z biegiem czasu odkrywamy też kolejne zdolności Evie, która stara się jakoś poukładać swoje życie na nowo – w końcu czeka ją do przeżycia cała wieczność. Powoli odkrywa tajemnice świata, który dotychczas wydawał jej się bajkowy i nierealny. Trudne do pojęcia jest istnienie aniołów – zarówno tych boskich, jak i upadłych. Jak żyć więc ze świadomością, że na świecie istnieje o wiele więcej różnych stworów, które wydawały nam się tylko postaciami z baśni i legend?

Nasza anielska bohaterka staje przed trudnymi wyborami, których konsekwencje pozna dopiero wówczas gdy podejmie się trudnych i odważnych działań. Komu bardziej zaufa? Swojej miłości – dojrzałemu, żyjącemu od zawsze Aniołowi Mocy czy może swojej bratniej duszy? Z kim zdecyduje się iść przez życie? Autorka długo trzyma nas w niepewności, a niespodziewane zwroty akcji, także w przypadku przeważania się szali pomiędzy dwoma „konkurentami”, sprawiają, że książka trzyma w napięciu do samego końca. Nie myślcie jednak, że wątek miłosny to jedyna wartość tej książki!

Druga część serii, wydaje mi się o wiele bardziej emocjonująca niż pierwsza. Razem z bohaterami opuszczamy bezpieczne bramy kampusu uniwersyteckiego oraz gniazdko uwite w domu Reeda. Akcja powieści toczy się w wielu miejscach, razem z Evie wyruszamy w świat. Nowi bohaterowie są wyraziści, a miejsca akcji pomagają w budowaniu atmosfery grozy i napięcia. Są fragmenty, dość mocne i naszpikowane przemocą.

"Intuicja", to powieść o walce dobra i zła, a przede wszystkim o dokonywaniu wyborów, które przyniosą nie chwilową ulgę, ale korzyści lub cierpienie postrzegane w szerszym kontekście. To także historia o walce serca i rozumu, walce pomiędzy pożądaniem, a tym co najlepsze dla nas i naszych najbliższych.

Niewątpliwie fabuła wciąga, a napięcie budowane jest z odpowiednią dynamiką. Podobnie jak w pierwszej części narracja prowadzona jest przez Evie. Tym razem jednak autorka na kilka rozdziałów oddała głos Russelowi, co dla mnie było nieco zbędne, tym bardziej, że w dalszej części narrację już do końca prowadzona jest przez główną bohaterkę. Jeżeli należycie jednak do „obozu Russela” i to jemu kibicujecie, to niewątpliwie taki zabieg będzie dla Was satysfakcjonujący. Ja jednak od początku kibicuję relacji Evie i Reeda (chyba kupili mnie tymi „motylami w brzuchu”, które pojawiły się już w pierwszej części ;-) ). Już dla samego odkrycia, z którym z tych dwóch chłopaków połączy się Evie warto sięgnąć po kolejną część z serii Przeczucia. A Wy do którego „obozu” należycie? Evie+Russel czy Evie+Reed?

I jeszcze jedna ważna rzecz: zakończenie jest takie, że już nie mogę się doczekać kolejnej części!


PS. Dziękuję Business & Culture oraz Wydawnictwu Akurat za zaufanie oraz możliwość podzielenia się z Wami moją opinią na temat „Intuicji” w dniu jej premiery (8. marca 2017).

05 marca

Recenzja: Behawiorysta - Remigiusz Mróz

Recenzja: Behawiorysta - Remigiusz Mróz

Remigiusz Mróz wydaje książki w takim tempie, że nie nadążam czytać, a za każdym razem gdy słyszę, że wychodzi nowa powieść tego autora... zastanawiam się JAK? Dziś media obiegła wiadomość, że Remigiusz Mróz wydał serię książek pod pseudonimem Ove Løgmansbø. Wyobrażacie sobie? W między czasie wydał jeszcze 3 inne książki!
Pierwsza część dodana na półkę "chcę przeczytać", a dziś zapraszam Was do przeczytania recenzji, moim zdaniem najlepszej książki Pana Remigiusza. Ale jak tu być obiektywnym, kiedy wkraczamy wraz z bohaterami na ulice mojego miasta?

Zanim poznacie moją opinię o tej książce, musicie wiedzieć dwie rzeczy: jestem z Opola, z wykształcenia i z zawodu jestem socjologiem.

Jestem z Opola, w którym toczy się główna akcja behawiorysty – kiedy bohaterowie przemieszczają się między różnymi rejonami miasta, ja mam przed oczami film akcji kręcony na ulicach Opola. Kiedy akcja przenosi się do mojej części miasta, ja mam ochotę wyjrzeć przez okno, żeby upewnić się czy przypadkiem nie dzieje się to „tu i teraz”. Książka jest do bólu realistyczna dla wszystkich, ale jeśli umieścić ją w lokalnych uwarunkowaniach społecznych (chociażby uchwycenie polsko-śląskich relacji), staje się czymś wyjątkowym dla lokalnego odbiorcy. Może jeśli jesteście z Warszawy, Krakowa czy Wrocławia, gdzie toczy się akcja większości książek współczesnych polskich autorów jest to dla Was niezrozumiałe. Jeżeli jednak w końcu pojawia się Remigiusz Mróz, urodzony Opolanin, który tworzy bestseler na miarę dużego Opola, to trzeba do niego sięgnąć!

Jestem socjologiem, a mowa ciała, którą behawiorysta bezbłędnie potrafi odczytywać zaliczana jest do procesów społecznych zachodzących pomiędzy wszystkimi ludźmi. Nigdy nie zgłębiałam tego, jakże interesującego tematu. Ta książka jest inspiracją do tego, aby bardziej zgłębić ten obszar „mikrosocjologii”. Ta książka sięga też do znanych dylematów społeczno-filozoficznych, a w konsekwencji daje nam dobrą lekcję na temat tego jak funkcjonuje społeczeństwo.

A teraz do rzeczy: książka jest bardzo dobra.
Nie wiem, może to co napisałam wcześniej skrzywia mój ogląd, ale akcja wciągnęła mnie bez reszty. Fabuła trzyma w napięciu właściwie od pierwszego rozdziału. Nie nudziłam się ani przez chwilę! I wiecie co jest najważniejsze? Że wszystko to jest takie wyważone, nieprzesadzone.
Z twórczości Pana Mroza dane mi było przeczytać jeszcze serię z Komisarzem Forstem, która owszem trzymała w napięciu, jednak zdarzały się przestoje w akcji na kilkadziesiąt stron, a kumulacja wydarzeń składających się na fabułę sprawiała, że była ona dla mnie dużym przegięciem. W Behawioryście nie ma niczego za dużo ani niczego za mało. Behawiorysta ma w sobie wszystko, co składa się na sukces książki tego gatunku – wartką akcję, wyrazistych bohaterów oraz wyraźną puentę. Bo koniec końców przeczytanie Behawiorysty skłania do refleksji nad tym jakim społeczeństwem jesteśmy.

To trochę książka o nas wszystkich.
Copyright © 2016 Uwaga czytam , Blogger