30 października

Lissy – Luca D’Andrea

Lissy – Luca D’Andrea


Istota zła”, czyli debiutancka powieść Luci D’Andrei ujęła mnie majestatem gór, ukazaną siłą natury i klimatem, który udało się stworzyć w tamtej historii. I oto autor powraca z kolejną powieścią, której akcję osadza gdzieś tam za górami, za lasami, za siedmioma wodami. Czy tak nie zaczynają się baśnie? Owszem. Czy „Lissy” jest czymś, co mogłoby się wpisać w ramy tego gatunku? Może poniekąd jest, ale bliżej jej do mrocznej opowieści typu „Jaś i Małgosia” braci Grimm niż do współczesnych disneyowskich cukierkowych bajek. Przede wszystkim jednak „Lissy” to naprawdę mroczny thriller. Po raz kolejny autor funduje nam międzygatunkową niespodziankę, którą niezwykle trudno zamknąć w jednej szufladzie.

Przenieśmy się w okolice Tyrolu lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Marlene ma misternie uknuty plan. Chce zerwać ze swoim dotychczasowym, dostatnim życiem u boku męża zbira. Podejmując decyzję o wcieleniu planu w życie, szybko rozbija się on o rzeczywistość. Oczywiście, że coś poszło nie tak. Na skutek nieoczekiwanych zdarzeń, Marlene ze swojej pięknej rezydencji trafia do bardzo skromnej pustelni położonej wysoko w górach. Jej gospodarz, Simon Keller obejmuje bohaterkę troskliwą opieką. Pomiędzy nimi nawiązuje się pewna nić porozumienia, choć jak się wkrótce okaże, każde z nich skrywa pewne tajemnice. Ona poszukiwana jest przez męża, który wydał na nią wyrok śmierci – zlecając poszukiwania tajemniczemu Zaufanemu Człowiekowi „pociągnął za spust”. Simon z kolei z oddaniem pielęgnuje swoje dzieci (świnie) oraz kontynuuje rodzinne tradycje przepisywania Biblii. No i jest jeszcze Lissy. Kochana Lissy, mała Lissy. Lissy, która wciąż jest głodna (na samo jej wspomnienie przechodzą mnie dreszcze!).

Autor prowadzi wielotorową narrację. Oprócz dwóch najważniejszych perspektyw ukazujących akcję poszukiwania żony przez Herr Wegenera oraz poczynania Marlene i Simona ukrytych w niemalże odciętej od świata pustelni, mamy okazję podróżować w czasie. Poznajemy wówczas istotne fakty dotyczące zdarzeń minionych, które wywarły istotny wpływ na głównych bohaterów. Poznając przeszłość Marlene, Simona Kellera oraz Herr Wegenera doszłam do przekonania, że to właśnie ludzie i ich dramaty są kluczowym elementem tej historii. Każdy z nich ma inną historię, każde z nich przeżyło całkiem sporo w swoim życiu. I każde z nich postradało zmysły na swój własny, oryginalny sposób. Autor kreuje postacie bardzo kompleksowo, to nie są przypadkowi ludzie, ale skomplikowane konstrukcje psychiczne. Wszystko co dzieje się w ich głowach wynika z wcześniejszych doświadczeń, które raz po raz autor przedstawia nam wtrącając opowieści dotyczące przeszłości bohaterów.

Muszę przyznać, że motyw poszukiwań Marlene w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia i mógłby w ogóle nie pojawić się w tej powieści. Jednak to, co wydarzyło się tam wysoko w górach, w tej małej i mrocznej pustelni szokowało i przerażało jednocześnie. Kochana Lissy, mała Lissy. Kim jest? Czego chce? Gdzie kryje się prawdziwe zło? I czy da się coś z tym wszystkim zrobić, aby wszyscy żyli długo i szczęśliwie?

Muszę przyznać, że „Lissy” to jedna z bardziej oryginalnych propozycji wśród thrillerów psychologicznych. Autor prowadzi z nami grę, trochę nas oszukuje próbując sprowadzić nas na manowce mamiąc nam oczy poszukiwaniami prowadzonymi przez tajemniczego Zaufanego Człowieka, podczas gdy zło przybrało zupełnie nieoczekiwaną postać. Poza tym, odwołanie się do motywów baśniowych, o których nie bez powodu wspominałam na początku to coś, czego zupełnie nie spodziewałam się w tego typu powieści. Największą jednak tajemnicę skrywa Lissy... ale jaką musicie odkryć sami.

13 października

Na krawędzi – A. F. Brady

Na krawędzi – A. F. Brady


Na krawędzi” to debiutancka powieść A. F. Brady – nowojorskiej psychoterapeutki, która zainspirowana doświadczeniami zawodowymi napisała książkę BARDZO psychlogiczną. Podobno to thriller, choć mi zabrakło w nim typowego dla tego gatunku napięcia. Najważniejsze jest jednak to, że autorka wprowadza nas za bramy pewnego centrum psychiatrycznego, a tam zastajemy istny „dom wariatów”. Tylko kto jest bardziej nienormalny: pacjenci? A może terapeuci też mają swoje za uszami?

Samantha James postrzegana jest jako najlepsza terapeutka w centrum psychiatrycznym Tyflos. Ulubienica przełożonej, szanowana i podziwiana przez współpracowników, nigdy nie odmawia pomocy i godzi się brać na swoje barki najcięższe przypadki. Świetnie sobie ze wszystkim radzi. A tak przynajmniej myślą inni. W rzeczywistości to rozchwiana emocjonalnie alkoholiczka, która raz za razem popełnia błędy życiowe i zawodowe. Tymczasem do ośrodka trafia tak zwany „trudny pacjent”. Richard nie chce współpracować, jego dokumentacja medyczna niewiele o nim mówi, nikt nie potrafi nawiązać z nim kontaktu. Sam po raz kolejny chcąc udowodnić, że jest wartościowym człowiekiem i terapeutą godzi się na przejęcie opieki nad tajemniczym pacjentem. Daje się wplątać w dziwną grę i wkrótce tak naprawdę trudno powiedzieć kto tu jest pacjentem, a kto terapeutą.

Główna bohaterka to mocno pokręcona postać. Jej psychika jest bardzo krucha, podejmuje decyzje, które działają na nią autodestrukcyjnie. Zupełnie nie radzi sobie ze swoim prywatnym życiem, mimo że bardzo dokładnie analizuje sytuacje, w których się znajduje i opisuje je w swoim „pamiętniku”, bo taką konwencję przyjęła autorka powieści. To co robi po godzinach oczywiście wpływa także na jej życie zawodowe. Popełnia tyle rażących błędów, że to aż niedorzeczne, że zbudowana przez nią fasada nie legła w gruzach. Przed większością współpracowników udaje jej się ukrywać swoje przewinienia. No, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z „domem wariatów”. Ale zaraz, czy to nie oznacza, że Sam codziennie styka się ze specjalistami od zdrowia psychicznego? Ze specjalistami, którzy nie zauważają stanu swojej koleżanki lub nie chcą go zauważać narażając przy tym zdrowie i życie pacjentów ośrodka. Dla mnie to dość absurdalny i niedorzeczny aspekt tej historii.

Autorka trafnie przedstawia to, jak relatywnym pojęciem jest „normalność” i jak niewiele różni terapeutów od ich pacjentów. Pewnie nieraz słyszeliście opinię, że na psychologię idą ci, którzy sami potrzebują pomocy psychologa. Otóż nasza główna bohaterka jest doskonałym potwierdzeniem tej tezy. Przy czym jak dla mnie, autorka stworzyła zbyt przerysowaną postać. Do tego stopnia, że po każdym kolejnym „problemie” jaki pojawiał się wskutek postępowania głównej bohaterki myślałam, że teraz to już na pewno zawiną ją w kaftan, ale nie, bo po co, przecież jest super terapeutką. Mam nadzieję, że w prawdziwym świecie nie dochodzi do podobnych sytuacji, bo to naprawdę niewiarygodne i niedopuszczalne (co znaczy, że w Polsce pewnie tak jest ;-)).

Zabierając się za lekturę „Na krawędzi” byłam przekonana, że to thriller psychologiczny. Zaczęłam czytać oczekując momentu, w którym wreszcie zdarzy się coś, co będzie choćby zalążkiem mrocznej tajemnicy, którą musimy odkryć. Tymczasem bohaterka opowiadała nam o kolejnych dniach w pracy, kolejnych wieczorach mocno zakrapianych alkoholem spędzanych w towarzystwie swojego mocno pokręconego partnera i dziwnej grupy znajomych. Dzień za dniem, godzina za godziną. Żadnego trupa w szafie, żadnego dreszczyku emocji, nic co wskazywałoby na to, że trzymam w rękach thriller, za to szczegółowe analizy psychologiczne bohaterki, która racjonalizowała swoje zachowanie. Dlatego byłabym daleka od szufladkowania tej książki jako thrillera psychologicznego. To niewątpliwie powieść psychologiczna, ale bardziej dramat niż thriller.

To co muszę docenić, to bardzo interesujący klimat jaki udało się stworzyć autorce. Książka jest dość mroczna. Przedstawienie świata zza bram centrum psychiatrycznego to zawsze interesujący mnie motyw. Zwykle jednak głos oddaje się pacjentom, ukazując ich perspektywę lub skupiając się na ich problemach. Ukazanie problemów z jakimi zmaga się personel zakładu zamkniętego oraz tego, jak wielka ciąży na nich odpowiedzialność, to coś co wzbudziło we mnie największe zainteresowanie. A jednocześnie było źródłem największej frustracji: no bo jak tak można pozwolić, aby ktoś kto sam potrzebuje natychmiastowej pomocy specjalisty od zdrowia psychicznego miał w swoich rękach tyle władzy…

Ja nie do końca „kupuję” tę historię, nawet zakończenie nie było jakoś specjalnie zaskakujące (skoro miał być to thriller, to tego bym tu oczekiwała!). Jakoś za dużo „ale” nazbierało mi się w przypadku tej książki. Co ciekawe, w międzyczasie czytałam sporo pochlebnych opinii na jej temat, dlatego może warto ją przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie?

Copyright © 2016 Uwaga czytam , Blogger