Do
sięgnięcia po „Apartament w Paryżu” skusiły mnie
niejednokrotne zachwyty nad twórczością Musso. Ten jeden z
najbardziej rozpoznawalnych na świecie francuski autor ma swoje
oddane audytorium, które z niecierpliwością czeka na nowe
powieści. „Apartament w Paryżu” to najnowsza propozycja Musso,
która jednocześnie jest moim pierwszym spotkaniem z jego
twórczością.
Wszystko
zaczęło się od nieplanowanego spotkania dwóch zagubionych dusz w
pewnym paryskim apartamencie. Opuszczona pracownia malarska należała
do wybitnego artysty Seana Lorenza, który niestety zakończył już
swój żywot, ale jego mieszkanie można było wynająć przez
Internet. Madeline, policjantka śledcza po nieskutecznej próbie
samobójczej chciała odpocząć w samotności. Gaspard, amerykański
dramatopisarz chciał odciąć się od wszystkiego aby w spokoju
napisać nową sztukę. Dwa indywidua pod jednym dachem początkowo
nie bardzo mogą dojść do porozumienia, ale szybko łączy ich fascynacja
sztuką Lorenza i jego tragicznymi doświadczeniami. Wspólnie
podejmują się wyzwania odkrycia sekretów z przeszłości.
Od
razu uprzedzam: Paryż ukazany w powieści nie ma w sobie za wiele
magii. Jestem przyzwyczajona do tego, że kiedy w powieści
pojawia się miasto świateł, opisy zachwycają a ja chcę się tam
teleportować. My zastajemy Paryż skąpany deszczem pełen strajków
i wielkiego bałaganu. Owszem, nieco magii udało się przemycić
autorowi, przede wszystkim za sprawą tego, że powieść
przepełniona jest sztuką. Nie ma co się dziwić, skoro główny
wątek skupia się na przeszłości artysty, a główni bohaterowie
próbują odnaleźć ostatnie dzieła namalowane przez niego przed śmiercią.
A
mimo tego Paryża, mimo tej ciekawej otoczki związanej ze sztuką
pierwsze sto stron powieści strasznie męczyłam. Jakoś tak
niewiele się działo. Choć pomysł na głównych bohaterów był
całkiem ciekawy, to jakoś nie za bardzo przypadli mi oni do gustu.
Była policjantka i pisarz tworzą duet, który trochę wspólnie a
trochę osobno stara się rozwikłać tajemnicę. Tylko że
ewidentnie motorem napędowym w tym duecie był… Gaspard, a nie
jego nowa znajoma z doświadczeniami w pracy w policji. Podążając
za odkryciem sekretów pozostawionych nierozwikłanych przez artystę
bohaterowie zmierzają się także ze swoimi problemami. I to było
dość interesujące, bo autor stworzył naprawdę interesujące postacie,
zwłaszcza Gasparda (Madeline była według mnie dość irytująca).
W jaki sposób niedokończona historia zmarłego artysty może
wpłynąć na życie dwójki przypadkowych osób, które chciały
przez chwilę pomieszkać w jego pracowni? To musicie sprawdzić
sami.
O
Musso słyszałam, że zawsze zaskakuje zakończeniem swoich
powieści. I tym razem otrzymujemy finał, który jest nieszablonowy
i wprawia w osłupienie. Zaskakuje nie tylko rozstrzygnięcie
zagadki, ale także… no nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać :) W
każdym razie, propozycja autora wnosi coś nowego i nie jest zwykłym
wskazaniem winnego/winnych.
Zauważyłam,
że Musso ma swoich fanów, którzy pokochali styl artysty i są w
stanie mu wybaczyć, że tak długo rozkręca się akcja w jego
powieściach (to podobno u niego standard, jeśli jest inaczej,
wyprowadźcie mnie z błędu). Do mnie nie do końca przemawia ta
stylistyka, ale nie żałuję sięgnięcia po „Apartament w Paryżu”
choćby dlatego, że po raz kolejny tego lata mogłam przenieść się
do tego niezwykłego miasta.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Albatros.