Porzućmy na chwilę tę naszą szaro-burą zimę, ten smog i
mroźne powietrze. Przenieśmy się do słonecznej Vitorii, stolicy
kraju Basków w północnej części Hiszpanii. Oczywiście, jeżeli
tylko nie obchodziliście ostatnio 20, 25, 30 urodzin lub
jakichkolwiek, które są wielokrotnością liczby 5, bo to
podstawowy klucz, według którego ofiary wybiera seryjny morderca.
Gotowi na tę emocjonującą podróż?
Jesteśmy
w pięknej Vitorii, jest środek lata. Skazany 20 lat temu za
serię morderstw Tasio ma wkrótce po raz pierwszy opuścić mury
więzienia na przepustkę. Problem w tym, że na krótko przed
tym, w mieście dochodzi do kolejnych zbrodni. Jak mógł ich dokonać
skazaniec, skoro przebywał wówczas w więzieniu? A może skazano
niewłaściwego człowieka? Za sprawę zabiera się śledczy,
specjalista w profilowaniu kryminalnym, nasz narrator i główny
bohater Unai López de Ayala. Zrobi wszystko, aby zapobiec
kolejnym zbrodniom. I choć nie zawsze błyskał intelektem i jak na
znawcę ludzkich umysłów zdarzało mu się być nieco
ciamajdowatym, to autorka sprawiła, że temu hiszpańskiemu
policjantowi udało się wzbudzić moją sympatię. Chciałabym tylko
powiedzieć, że z moją pomocą zdecydowanie szybciej rozwikłałby
tę sprawę. Bo przecież nieraz mówiłam mu: idź tym tropem
chłopie, nie zapala ci się czerwona lampka tu i tam? Sprawdź to!
Ale on wiedział swoje i nieco błądził.
Nie
bez przyczyny na początku wspomniałam, że „Cisza białego
miasta” to emocjonująca podróż. Autorka bardzo dokładnie
opisuje swoje rodzinne miasto, Vitorię oraz jej okolice. Każde
zdarzenie, do którego dochodzi na kartach powieści toczy się w
konkretnym miejscu, a my z łatwością możemy to sobie wyobrazić.
Czytając, początkowo śmiałam się, że ta książka to trochę
przewodnik turystyczny po kraju Basków, ale to naprawdę duży plus
dla tej książki. Autorka osadziła akcję w mieście dobrze jej
znanym. Prowadzi pościg wąskimi, klimatycznymi uliczkami miasta,
przedstawia nam najważniejsze zabytki architektury, wtrąca co nieco
z historii miasta. A wszystko to robi z takim wyczuciem, że nie są
to opisy przyrody jak u Elizy Orzeszkowej w „Nad Niemnem” ;-)
Bardziej trafne będzie tu porównanie sposobu, w jaki Remigiusz Mróz
opisywał Opole w „Behawioryście” (tu najłatwiej mi dostrzec
analogię, ponieważ jest to nasze rodzinne miasto, które znamy jak
własną kieszeń). Vitoria stanowi idealne tło, dla tajemniczych
zdarzeń. I choć książka jest bardzo współczesna, mamy
twittera, wszechobecne smartfony fotografujące co się da, czy
najnowsze nowinki technologiczne, to jednak miałam wrażenie, że
zdarzenia z tych klimatycznych uliczek Vitorii (nawet teraz, gdy to
piszę, mam je przed oczami) miały miejsce w dalekiej przeszłości.
Być może dlatego, że akcja nawiązuje do świąt typowych dla
kultury i tradycji baskijskiej,
a być może sprawia to magia tego miasta.
Pomijając
walory estetyczne ułatwiające teleportację do świata wykreowanego
przez autorkę, musicie wiedzieć, że przede wszystkim „Cisza
białego miasta” to trzymający w napięciu thriller. Co prawda
niejednokrotnie miałam poczucie, że już rozwikłałam zagadkę, że
wiem już wszystko, ale oczywiście autorka tylko sobie z nami
pogrywała, myliła tropy, przerzucała podejrzenia na kogoś innego,
żeby w końcu dojść do momentu kulminacyjnego, w którym…
żartowałam, oczywiście, że nie zdradzę zakończenia :-)
Jeszcze
tylko wspomnę, że to dopiero pierwsza część Trylogii białego
miasta, która podobno pełna jest mrocznych rodzinnych tajemnic,
baskijskiej kultury i tradycji. Nie mogę się doczekać kolejnych
tomów!